czwartek, 27 czerwca 2013

Milky na Bloglovin!

Wszyscy są na Bloglovin- jestem i ja!

Powód? Czytnik Google znika 1.07.2013!

Do końca miesiące jeszcze pojawi się wiele takich postów w blogosferze :D

Bardzo Was wszystkie zapraszam do obserwacji mojego bloga na Bloglovin!


Follow on Bloglovin


Follow on Bloglovin

 A Wy macie już Bloglovin? Jeżeli nie, to aby nie stracić obserwowanych blogów musie to zrobić jak najszybciej! ;)

Dzisiaj walczę z drukarką. Tak, to trudne. Hmmm trudniejsze, niż myślałam. Chyba czeka nas wizyta w serwisie, bo domowe sposoby nie działają. Nawet te najbardziej nowatorskie :D A co, przecież nie mam już nic do stracenia :P
Kapituluję! Nie dam rady! xD A podobno baby są uparte!

Buziaki!




środa, 26 czerwca 2013

Mini haul!

Od wczoraj deszczowo. Niestety. Ale plusem tej sytuacji jest fakt, że mam więcej czasu np na odgruzowanie mojego pokoju :D Nie tylko z kosmetyków ale i notatek, których pokaźna ilość zajmuje całkiem sporą część mojego biurka.

W zeszłym tygodnie Patrycja (Kolorowy Pieprz) zaskoczyła mnie wiadomością o otwarciu własnej drogerii. Szybko przeglądnęłam asortyment i... przepadłam!
Trochę czasu zajęło mi wybranie tylko "najbardziej potrzebnych" kosmetyków- savon noir i mydło marsylskie (wybrane dzięki pomocy Patrycji ;)). Do tego dołożyłam TT, którą chciałam miec od dawna!






W planie było alepp. Jednak uznałyśmy, że marsylskie z 72% oliwy z oliwek będzie lepszym wyborem ;)
Mięciutkie, aż po prostu widać ta oliwę! Ukroiłam kawałek i już jest w mojej łazience :)


Powoli ukochana TT. Fioletowa <3. Dziewczyny kręciły nosem na moja wersję kolorystyczna :D


Savon noir na które przyjdzie pora a weekend. Mam zamiar również potraktować nim twarz, bo ostatnio moja skóra źle znosi peelingi mechaniczne.


Gratis- trapikalny balsam z Balei z złotymi drobinkami.
Będzie idealny na lato. Poczeka na lepszą pogodę :D



Zapraszam na stronę drogerii Patrycji:




Przypomina również o możliwości obserwowania mojego bloga przez Bloglovin ;) 



Buziaki!

poniedziałek, 24 czerwca 2013

I Wakacyjne Spotkanie Blogerek Urodowych- Wrocław 22.06.2013


W sobotę 22.06.2013 we Wrocławiu odbyło się I Wakacyjne Spotkanie Blogerek Urodowych. Wszystkie baby zebrały się o godzinie 13 w Grand Cafe (Grunwaldzki center).
Duże brawa dla organizatorek za tak świetne spotkanie i wybór lokalu z niesamowitymi burgerami!

W spotkaniu udział wzięły:














i ja :D



 Po oficjalnym przywitaniu, pora na wymianki! 

Próbujemy, miziamy

Kolorowy Pieprz szuka ryski na swoim cudeńku ;)

Pewnie sporo z nas już wie, że Kolorowy Pieprz (Patrycja) otworzyła niedawno drogerię internetową- http://cytrynowa.pl/
Kosmetyki naturalne, Tangle Teezer i wiele innych :)


 
Agusiak i Zauroczona





Na spotkaniu odwiedziły nas pani wizażystka z firmy time2save oraz pani z Avon. Niestety pani z Avon zabrała nam sporo czasu i przez to nie mogłyśmy się nagadać :(

I razem- 15 sztuk!
Oczywiście przytaszczyłam ze sobą COŚ do domu. Podkreślam, bardzo duże COŚ :D Do tej pory nie ogarniam!


Na poczatek dwa urocze drobiazgi: od Venus i by dziubeka :)


 Do tego troszkę kolorówki:


 Coś dla włosów:


Znalazły się nawet 3 zapachy od PharmaCF:


Cała masa pielęgnacji:


Do tego pokaźna ilość saszetek, próbek:






Niestety mój zestaw z helfy.pl gdzieś zaginął na spotkaniu.
I pytanie do wszystkich uczestniczek.

 Czy może któraś przez przypadek nie spakowała go ze swoimi torbami?


W sumie z niego się najbardziej ucieszyłam, był tak ładnie zapakowany. Szkoda :(

Mimo to uznaje spotkanie za wyjątkowo udane!
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za miło spędzony czas ;)

Buziaki!

P.S Przypominam o możliwości obserwacji mojego bloga przez Bloglovin


Follow on Bloglovin


czwartek, 13 czerwca 2013

Love Me Green- moje wrażenia.

W przesyłce od Love Me Green dostałam również próbki innych produktów. Również w tym temacie chciałabym wcisnąć swoje trzy grosze.




 Wyszczuplający balsam do ciała Zielona herbata


Po jednym razie niewiele mogę powiedzieć. Balsam ma przyjemną, bogatą konsystencję i zapach zielonej herbaty, który jak dla mnie jest delikatny i przypadł mi do gustu.
Po użyciu odczułam lekkie nawilżenie.


 

Nawilżający balsam do ciała Karite Exotique


Po dwóch saszetkach również niezbyt wiele mogę powiedzieć . Tym razem zapach również jest inny, lekko orzechowy. Konsystencja jest bogata, jednak lepiej, niż jego poprzednik, sprawdzi się przy skórze suchej.

 


Regenerujący krem do twarzy na noc

Tutaj próbki wystarczyły mi już na kilak dni. Po tym czasie nie stwierdziłam zapychania. Skóra była bardziej nawilżona (obecnie mam z tym problem).
Zapowiada się dobrze, ma potencjał. Mam ochotę na więcej, zdecydowanie!



Regenerujący krem do twarzy na dzień


I w tym przypadku raczyłam nim skóre przez kilak dni. Niestety wypadł słabiej niż wersja na noc, nawilżenie znacznie słabsze. W małej ilości nadaje się pod makijaż, ale nie przy cerze tłustej.
Nie stwierdziłam zapychania.


Energetyzujący peeling do twarzy


 Jest bardzo delikatny i nie każdemu może to odpowiadać. Delikatnie złuszczył bez uczucia podrażnienia. Bardzo fajny zapach. Może przy dłuższym stosowaniu mogłabym się do niego przekonać. Dobry dla cery bez problemów.


Postanowiłam podzielić się z Wami moimi pierwszymi spostrzeżeniami, bo kosmetyki tej marki są mało znane. Dało się to zaobserwować po liczbie wyświetleń. I nie chcę tym postem lizać tyłka producentowi, bo dostałam od nich kosmetyki.
 Jeszcze nie ma zbyt wielu opinii na ich temat i może pomogą w podjęciu decyzji niezdecydowanym ;)

Mam bardzo pozytywne odczucia i wrażenia. Kosmetyki mnie zaskoczyły, bo nie spodziewałam się czegoś specjalnego.
Absolutnym hitem okazał się krem do rąk, który u mnie wchłania się błyskawicznie i dba o moje suche dłonie. Inne było po prostu dobre albo bardzo dobre, ten jest genialny!
Może odrobinę rozczarowałam się szamponem, chociaż spełniał swoją rolę całkiem dobrze. Chyba oczekiwałam troszkę innego składu i niestety cena, jak an szampon, jest wysoka.
Dzięki olejkowi przekonałam się do tego typu kosmetyków. A od niego oczekiwałam najmniej ;)) Do tej pory używałam ich jedynie na włosy, obecnie masuję nim uda, ręce i stopy. Nie narzekam już an uczucie lepkości i tłustej, nieprzyjemniej warstwy.
Balsam uwiódł mnie pięknym zapachem. Właściwości pielęgnacyjne również bardzo dobre. Poradził sobie z suchą i szorstką skóra na kolanach i łokciach.

Niestety ceny tych kosmetyków troszkę mnie przeraziły. Może producent pomyśli troszkę nad tym ;)

Krem an noc będzie penie chodził mi po głowie jakiś czas,  jestem przecież babą :D Na pewno przemyślę, jego zakup. I dołączam się do apelu o niższe ceny! ;P

Buziaki!


Dziękuję pani Kasi i pani Magdzie z Love Me Green za możliwość przetestowania kosmetyków. Fakt ten nie wpłynął na moją ocenę.

wtorek, 11 czerwca 2013

Pielęgnacja: Relaksujący olejek do ciała

Do znudzenia będę Was męczyć pielęgnacją Tak, zgadza się. Nie kupiłam jeszcze aparatu. Milion innych wydatków w dodatku brak czasu. Mam nadzieję, że niedługo nadejdzie wytchnienie dla mnie, ale i dla mojego portfela!

Ponarzekam sobie. Dzisiaj był zły dzień. Dzisiaj był okropny dzień. Dawno nie była taka hm.... wściekła to złe słowo, zdołowana też nie pasuje. Może coś pomiędzy jednym a drugim. W dodatku cały dzień pada i nie chce odpuścić.

Muszę przyznać, ze nigdy nie darzyłam miłością specyfików, jakimi są olejki do ciała. W przeszłości trafiałam chyba an egzemplarze na parafinie i chyba to mnie zniechęciło. Tłusta, lepka i obrzydliwa skóra. Nigdy więcej. Jednak coś w tej kwestii się zmieniło po pierwszych użyciach olejku od Love Me Green.


Kilka słów od producenta:

Aby zaspokoić wszelkie potrzeby skóry powstał organiczny olejek do masażu wzbogacony w olej arganowy. Stosowanie tego produktu daje uczucie komfortu i odprężenia. Skóra jest głęboko odżywiona, a świeży i subtelny zapach odpręża ciało i zmysły. Ekstrakt z kwiatów plumerii  łagodzi stres poprzez swoje działanie kojące oraz  relaksujące nerwy i mięśnie ciała.

Cena: 69,90/100ml

Skład:
SESAMUM INDICUM (SESAME) SEED OIL*, PRUNUS ARMENIACA (APRICOT) KERNEL OIL*, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, OLUS (VEGETABLE) OIL, HEXYLDECYL LAURATE, HEXYLDECANOL, SQUALANE, PARFUM (FRAGRANCE), ARGANIA SPINOSA KERNEL OIL*, HELIANTHUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL, TOCOPHEROL, GLYCINE SOJA (SOYBEAN) OIL, PLUMERIA ALBA FLOWER EXTRACT
* z upraw ekologicznych


Od razu pomyślałam, że olejek w takim opakowaniu to totalna porażka. Nic bardziej mylnego. Otwór jest mały i wygodnie dozuje się olejek. Czasem mała kropla spłynie po opakowania. Wygodniejsze byłoby opakowanie z pompka. Jednak nie mam wielkiego powodu do narzekania.
Dodatkowo opakowanie zabezpieczone jest naklejką. Mamy pewność, że nikt nie używał kosmetyku przed nami ;)

Nie ma sensu rozpisywać się o konsystencji, bo chyba nazywa musi sama za siebie :D Olejek to olejek i tyle :D


Podobni jak krem do rąk i szampon, ten kosmetyk również posiada zapach frangipani. Przyjemny kwiatowy zapach, który umila masaż. Nie jest zbyt intensywny i nie drażni nosa. Również nie wyczuwam chemii. Utrzymuje się 3-4 godziny.

Jak większość olejków jest wydajny. Nie wchłania się zbyt szybko podczas masażu. Zużywa się powoli i dobrze, bo nie chcę, żeby mnie opuścił ;)

Skład w 100% naturalny. W dodatku olejek arganowy nie jest na samym końcu :)

Żałuję, że byłam taka negatywnie nastawiona do tego typu specyfików. Olejek okazał się bardzo przyjemny. Używałam go najczęściej do masażu stóp, dłoni i ud. Jak już wspomniałam, nie wchłaniał się zbyt szybko, co pozwoliło na odpowiednio długi masaż. Oprócz uczucia relaksu (co akurat było moją zasługą ;P), pozostawiał skórę pachnącą, nawilżoną i delikatnie odżywioną. Skóra była odrobinę tłusta, jednak nie przeszkadzało mi to uczucie. Jednak po jakimś czasie uczucie to znika.
My śle, ze całkiem fajnie sprawdziłby się również przy skórze suchej. Może spróbuję potraktować nim moje łokcie czy kolana, które w okresie letnim bywają szorstkie i przesuszone.
Kosmetyk pozytywnienie mnie zaskoczył i jego używanie sprawie mi wiele przyjemności. Może zacznę doceniać stosowanie olejków na skórę ciała.

Plusy:
+opakowanie
+zapach
+lekkie nawilżenie i odzywanie skóry
+skład

Minusy:
-cena
-dostepność



Moja ocena: 5,50/6,0 


To już ostatni kosmetyk od Love Me Green. Musze przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Zarówno pod względem walorów pielęgnacyjnych jak i jakości opakowań, czy zapachu. Ceny mogłyby być niższe. Uważam, ze kosmetyki naturalne powinny być dostępne dla wszystkich.

Uciekam już do łóżka. Czekam na jutrzejszy, lepszy dzień!

Buziaki!

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Pielęgnacja: Miodowy smarujaczek

Ostatnie dni jakoś bardzo szybko mi mijają. Egzaminy zbliżają się wielkimi krokami a w ogóle nie jest zdenerwowana. To oczywiście na plus, bo jestem o wiele spokojniejsza i łatwiej ze mną wytrzymać ;) Zobaczymy, jak będzie w poniedziałek :D Do tego czasu mogę ciskać gromami!

Dzisiaj- w ramach robienia wszystkiego, tylko żeby się nie uczyć- miodzik od Love Me Green w postaci balsamu :)

Odrobina słońca w pochmurny dzień ;)

Organiczny regenerujący balsam do ciała makadamia i miód

Kilka słów od producenta:

Organiczny Krem do ciała Macadamia i Miód został stworzony w celu nawilżenia*, odżywienia i ochrony skóry ciała. Jego kremowa konsystencja w połączeniu z delikatnym i subtelnym zapachem szybko wnika nie pozostawiając tłustej warstwy na skórze.
* Nawilżenie górnych warstwach naskórka.

Cena: 99,90/200ml

Skład:
AQUA (WATER), CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, GLYCERYL STEARATE SE, ALOE BARBADENSIS LEAF JUICE*, BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA) BUTTER EXTRACT*, PRUNUS AMYGDALUS DULCIS (SWEET ALMOND) OIL*, GLYCERYL STEARATE, MACADAMIA TERNIFOLIA SEED OIL, GLYCERIN, PALMITIC ACID, CETYL ALCOHOL, SQUALANE, CERA ALBA (BEESWAX), STEARIC ACID, BENZYL ALCOHOL, PARFUM (FRAGRANCE), LEVULINIC ACID, SODIUM LEVULINATE, MEL (HONEY) EXTRACT, XANTHAN GUM, SODIUM HYDROXIDE, DEHYDROACETIC ACID, BENZOIC ACID, BIOSACCHARIDE GUM-1, SORBIC ACID, GLYCERYL CAPRYLATE, SODIUM ANISATE, LINALOOL, LIMONENE, GERANIOL, COUMARIN, BENZYL ALCOHOL
* z upraw ekologicznych



Mam sprzeczne odczucia co do opakowania. Fajnie, ze jest pompka. Łatwość aplikacji, nie musimy nic wyciskać z tuby i takie tam. Niestety balsam ma dość gęstą konsystencję, która bardzo powoli spływa po ścinkach ale błyskawicznie rozlewa się po całym opakowaniu :D Oczywiście stukanie o stół czy umywalkę pomaga :D C

Dodatkowo konsystencja jest bardzo bogata, jednak dobrze się rozsmarowuje. Szybko się wchłania, pozostawiając na skórze ochronną warstwę. Troszkę obawiałam się, że może być troszkę lepka jednak to były moje fanaberie.

 

Zapach jest bardzo przyjemny, lekko miodowy i niezbyt słodki. Utrzymuje się 3-4 godziny. To mi bardzo pasuje :) Po przygodach z balsamem i masłem Farmony nie mam ochoty na słodkie smarowidła, które pachną długo i intensywnie.

Balsam jest całkiem wydajny. Nie zawsze stosowałam go codziennie, bo po prostu nie mam na to czasu. Przez 3 tygodnie zużyłam troszkę mniej jak 3/4 opakowania. Zazwyczaj opakowanie 200/250 ml starczało mi na 3 tygodnie.

Skład już na samym początku przypadł mi do gustu. Lubię olej ze słodkich migdałów, fajnie działa na moją skórę. Do tego producent deklaruje 99% natury.

 

Skóra po jego użyciu jest przyjemnie miękka i gładka, do tego nawilżona. I pachnąca ;) Efekt porządnego nawilżenia utrzymuje się do następnej kąpieli, czyli jeden dzień. To chyba przyzwoicie :) Myślę, ze sprawdzi się przy suchej skórze. Moja szorstka i sucha skóra na kolanach i łokciach nie narzeka.
Ogólnie nie mogę na niego narzekać, nie mam specjalnych wymagań jeżeli chodzi o balsam czy masło do ciała. Zazwyczaj nie potrzebują mega nawilżenia, ale do tego mam inne specyfiki :)

Plusy:
+subtelny zapach
+bogata konsystencja
+dozownik "psik-psik" :D
+przyjemnie działą na moją skórę
+brak lepkiej warstwy 

Minusy:
-cena
-konsystencja odrobinkę za gęsta jak na takie opakowanie
-dostępność (jedynie strona producenta)

Moja ocena: 5,5/6,0   Mały minus za kłopotliwe opakowanie, które po części jest wygodne :D Chyba już całkiem zakręciłam :P

Wanna na mnie już czeka!

Buziaki!

piątek, 7 czerwca 2013

Włosy: Love Me Green Szampon witalizujący


Wczoraj zapowiedziałam kolejne posty o kosmetykach marki Love Me Green. Dzisiaj wybrałam szampon. Jak już pisałam, zużywam ich bardzo dużo. Niektórymi myję również pędzle i gąbeczki do makijażu np Babydream z Rossa, Również zdarza się, że po 1-2 myciach szampon ląduje w koszu lub komuś oddaję.
Wiele już ich miałam i często zdarza mi się marudzić, bo nie odpowiada mi to albo co innego. W sumie to niezbyt często kupuję określony kosmetyk po raz drugi, choć takie przypadki mają miejsce ;)
Po raz pierwszy mam do czynienia z naturalnym szamponem do włosów. Szczerze? Gdybym miała kupować go sama, pewnie bym nie poczyniła takiego zakupu. Akurat szampon do włosów nie jest dla mnie kosmetykiem, na który wydałabym aż tak dużo. A może warto?



Kilka słów od producenta:

Ten organiczny szampon do włosów jest bardzo delikatny, dodaje miękkości, elastyczności i wyzwala ich blask. Jego działanie oczyszczające nie podrażnia skóry głowy. Włókno włosów jest odżywione aż po cebulki, dzięki czemu włosy stają się miękkie i jedwabiste.

Cena: 49,90/200ml  8,90/30ml

Skład:
AQUA (WATER), ALOE BARBADENSIS LEAF JUICE*, AMMONIUM LAURYL SULFATE, COCAMIDOPROPYL BETAINE, GLYCERIN, INULIN, PARFUM (FRAGRANCE), SODIUM CHLORIDE, CAPRYLYL/CAPRYL GLUCOSIDE, GLUCONOLACTONE, SODIUM BENZOATE, MEL (HONEY) EXTRACT, POTASSIUM SORBATE, C12-16 ALCOHOLS, AMMONIUM SULFATE, SODIUM HYDROXIDE, CITRIC ACID, CALCIUM GLUCONATE
* z upraw ekologicznych




I znowu na opakowaniu producent w czytelny sposób określa w ilu procentach dany produkt jest naturalny.


Przezroczysta butelka jest dość solidna, zatrzask funkcjonuje bez zarzutu. Jedynie troszkę przeszkadza za duży otwór, przez który może wylewać się produkt.
A się wylewa, bo konsystencja jest niestety rzadka, choć nie tak bardzo jak w przypadku szamponu Barwy. Ma kolor lekko bursztynowy. Całkiem dobrze się pieni, co mnie ucieszyło. Wtedy mam poczucie większego oczyszczenia :D


Podobnie jak krem, szampon ma zapach frangipani- zapach bardzo podobny do kremu, jednak wyczuwam lekki zapaszek syropu z czasów dzieciństwa ;) Umila mycie, jednak później woń znika.

Z góry założyłam, że będzie bardzo mało wydajny. A tu małe zaskoczenie. Przez 3 tygodnie zużyłam około połowę opakowania. A myję włosy około 3 razy w tygodniu, czasem 2. Wspomniana wcześniej Barwa wystarczyła mi na 2,5 miesiąca.

Od szamponu nie oczekuję więcej niż dobrego oczyszczenia. Odżywkę stosuję zazwyczaj po każdym myciu i nie jest mi potrzebne żadne odżywienie czy nawilżenie. W sumie to żaden szampon nie da takiego efektu.
Po umyciu włosy nie są splątane, mogę je w miarę swobodnie i bez bólu rozczesać. Nawet bez nałożenia odżywki nie powodował przesuszenia i  puszenia włosów. Ładnie się błyszczały i nie były oklapnięte. Nie podrażnił skóry głowy ani nie spowodował łupieżu.

Myślę, że bez problemu znajdziemy tańszy odpowiednik tego szamponu i z lepszym składem. Jednak złego słowa powiedzieć nie mogę. Robi co trzeba ;)

Plusy:
+zapach
+bezproblemowe opakowanie
+dobrze oczyszcza
+błyszczące i puszyste włosy

Minusy:
-cena
-dostępność- strona producenta
-skład mógłby być lepszy

 

Moja ocena: 4,0/6,0

Szkoda, ze tym razem tak słabo. Kremem jestem zachwycona,. uwielbiam go. Nie chcę myśleć, co zrobię jak już wykorzystam całą tubkę :/

Podobno dzisiaj wszędzie słoneczko, którego u mnie niestety jak na lekarstwo. Czasem wyjrzy zza chmur, chociaż wieczorem zrobiło się całkiem ładnie. Jutro mała zmiana scenerii, zmieniamy białe tło :) Akurat gdy dostałam paczkę był słoneczny dzień i udało się pstryknąć kilka słonecznych ujęć ;)

Wiecie czy nie- nie lubię robić zdjęć napoczętym kosmetykom :D Po prostu mnie to irytuje. Mam sporo kolorówki z czasów, kiedy jeszcze nie wznowiłam blogowania i nie chce jej pokazywać na blogu, bo jest napoczęta :D Robię to tylko w rzadkich przypadkach, gdy kosmetyk okaże się diabelnie dobry ;) Takie moje małe dziwactwo, trochę natręctwo :P

Buziaki!


czwartek, 6 czerwca 2013

Pielęgnacja: Love Me Green Rewitalizujący krem do rąk

O kremach do rak psiałam już nie jeden raz. Zużywam ich dużo, przez cały rok. Bez nich moje dłonie byłyby w o wiele gorszej kondycji. Musze przyznać, ze o skórę na ciele nawet tak nie dbam, jak o dłonie ;) Jednak mimo to borykam się z problemem suchych skórek i zadziorów. Kiedyś przyjdzie czas na ten temat ;)

Love Me Green to marka, która praktycznie dopiero wkracza na rynek polski. Jest to moja pierwsza styczność z ich kosmetykami. O tym czy podbiły moje serce będziecie mogli przeczytać w kilku moich następnych postach.

A oto krem, który towarzyszył mi przez ostatni czas:




Kilka słów od producenta:


Dzięki specjalnie skomponowanej formule ten organiczny krem do rak skutecznie regeneruje i chroni dłonie. Unikalna receptura sprawia, że szybko się wchłania nie pozostawiając uczucia tłustego filmu na skórze dłoni. Efekt działania kremu utrzymuje się jeszcze długo po jego zastosowaniu, pozostawiając skórę przyjemnie gładką i aksamitną. Łagodnie rozjaśnia przebarwienia.

Cena: 49,90/75ml

Skład:
 AQUA (WATER), SESAMUM INDICUM (SESAME) SEED OIL*, BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA) BUTTER EXTRACT*, CERA ALBA (BEESWAX), CETEARYL ALCOHOL, GLYCERYL STEARATE, ALOE BARBADENSIS LEAF JUICE*, GLYCERIN, HEXYLDECANOL, HEXYLDECYL LAURATE, POTASSIUM PALMITOYL HYDROLYZED WHEAT PROTEIN, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, BENZYL ALCOHOL, PARFUM (FRAGRANCE), HELIANTHUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL, SORBIC ACID, XANTHAN GUM, SODIUM HYDROXIDE, DEHYDROACETIC ACID, CITRIC ACID, PLUMERIA ALBA FLOWER EXTRACT
* z upraw ekologicznych



Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to dobrze zabezpieczone opakowania. Akurat w kremie zatrzask jest zafoliowany. Mamy pewność, ze nikt nie smarował się naszym kremem czy tez nie był wcześniej otwierany. Moim zdaniem wszystkie kosmetyki powinny być tak zabezpieczone, chyba jako klienci mamy prawo wymagać świeżych kosmetyków.


Spodobało mi się to, ze producent jasno określa na opakowaniu w ilu procentach jest naturalny dany kosmetyk. Bez ściemy. Prosto i czytelnie.



Samo opakowanie nie sprawia problemu. Zatrzask jest trwały i nie otwiera się w torebce. Przez otwór wydobywa się odpowiednia ilość produktu.
Przez 3 tygodnie napisy na tubie pozostały w idealnym stanie.

Skład jest bardzo przyjemny. 98% składników naturalnych, podobnie jak w produktach marki Sanoflore.

Wydajność raczej się tutaj nie wyróżnia. Standardowo krem do rak starcza u mnie na około 2 miesiące. Obecnie po 3 tygodniach użytkowania zostało go troszkę więcej niż połowa.

Według producenta krem ma zapach frangipani- egzotycznych kwiatów. Nie wiem co to, jednak zapach jest rzeczywiście kwiatowy ;)  Lekki i przyjemny, choć nie za bardzo trwały.



Po opisie sadziłam, że krem będzie nieco ciężki i może sprawiać kłopoty. Nic z tych rzeczy. Konsystencja jest bogata, jednak nie za bardzo gęsta. Mimo to nie sprawia kłopotów przy aplikacji. Wchłania się błyskawicznie i nie pozostawia tłustej warstwy. Chyba jeszcze żaden krem do rąk nie wchłania się tak dobrze na wewnętrznych stronach dłoni. Spore zaskoczenie.
Pozostawia dłonie miękkie, nawilżone i odżywione. Dobrze chroni przed zimnem a niestety ostatnio nie narzekamy na zbyt wysokie temperatury. Mamy początek czerwca a tu chłód, wiatr i deszcz.
Krem dba o dobrą kondycję moich dłoni i chciałabym, żeby to robił cały czas ;) Muszę dodać, że dobroczynny efekt utrzymuje się jeszcze jakiś czas. Na znika po pierwszym myciu rąk.

Cena może być odstraszająca, jednak produkt jest bardzo fajny i dobrej jakości. Mimo to myślę, że warto spróbować ;) Zdecydowanie pobił Sanoflore, którego zimą bardzo polubiłam :)

Plusy:
+konsystencja
+skład
+opakowanie
+zapach
+przyjemne działanie

Minusy:
-cena
-dostępność

Moja ocena: 6,0/6,0 Troszkę jestem zaskoczona, ale okazał się moim KWC ;)

Wczorajsza notka pojawiła się troszkę późno, jednak moje dni są teraz gorące i to utrudnia mi blogowanie. Również brak aparatu mi doskwiera. Jednak jakiś czas temu pojawiło się światełko w tunelu i może w wakacje wpadnie jakaś dodatkowa kasa, która oczywiście będzie przeznaczona na ten cel. Mam nadzieję, ze się uda ;)

Buziaki!

Produkt otrzymałam dzięki uprzejmości pani Magdy i Kasi z Love Me Green. Fakt ten nie wpłynął na moją ocenę.

środa, 5 czerwca 2013

Pielęgnacja/higiena: Granatowa ochrona z Crystal Essence i o tym, jak rośnie mój wilczek ;)

W sumie to sama nie wiem do czego mam zaliczyć ten post :D Zwykle nie piszę o dezodorantach, ale tego nie mogłam sobie podarować ;)
Stopniowo zaczynam zmieniać kosmetyki na lepsze. Sporo z nich już zastąpiły nowe, jednak  "kulka" pozostawała ta sama- z solą aluminium. Wpadłam na pomysł kupna kryształu, ale padło pytanie- "Czy Ty będziesz to moczyć? Nie!". I tak kulka powędrowała do mojego koszyka ;)

Kilka słów od producenta:

W pełni naturalny i mineralny dezodorant Crystal w kulce o delikatnym zapachu granatu. Zawiera roztwór kryształu soli wulkanicznej (tzw. ałun). Jest hipoalergiczny oraz eliminuje bakterie, zapobiegając powstawaniu przykrego zapachu. Szybko schnie, dzięki czemu nie pozostawia śladów na skórze i nie plami ubrań.
Przeznaczony dla całej rodziny, idealny dla skóry wrażliwej i alergicznej. Delikatnie łagodzi podrażnienia, a wszystko dzięki dobroczynnemu działaniu ałunu. Jeśli szukasz zdrowej, naturalnej i ekologicznej alternatywy dla dostępnych na rynku chemicznych antyperspirantów, to ten produkt jest właśnie dla Ciebie.
Z Crystalem masz pewność, że nie narazisz swojej skóry na kontakt ze szkodliwymi substancjami, jego całkowity skład jest pochodzenia naturalnego. Posiada także pozytywną opinię Ośrodków Onkologicznych w USA i Wielkiej Brytanii.
Kupując wspomagasz budowę pierwszego w Polsce Domu Chorych na Raka budowanego przy Warszawskim Centrum Onkologii przez stowarzyszenie Amazonek.
Nie testowany na zwierzętach.

Cena: 17zł/66ml

Skład: 
Purified Water (Aqua), Natural Mineral Salts (Potassium Alum), Cellulose, Natural Fragrance Made with Pomegranate Essential Oils and Extracts.


66 ml produktu mieści się w plastikowej, przezroczystej buteleczce z kulką. Zawsze widzimy, ile produktu zostało. Inne tego typu opakowania zazwyczaj są wykonane z nieprzezroczystego plastiku i niestety nie wiemy, kiedy nasza "kulka" będzie mogła trafić do denkowej torby czy kartonu ;)
Kulka jest dość mała, jedna mnie bardzo odpowiada. Aplikacja jest bardziej precyzyjna. ;)


Niestety zapach nie kojarzy mi się z obiecanym granatem. Pachnie raczej różą ;) Woń nie utrzymuje się zbyt długo, po godzinie nie ma już po niej śladu.

Dezodorant jest wydajny, używam go od 2 miesięcy i została jeszcze 1/3 opakowanie. Całkiem, całkiem ;)

Początkowo bardzo martwiła mnie dość wodnista konsystencja. Niestety moje obawy były słuszne. Podczas noszenia w torebce małą ilość produktu wydobywała się przez kulkę. Nie zmarnowało się tego nie wiem jak dużo, jednak est to małe niedociągnięcie.
Szybko się wchłania, nie pozostawia lepiej warstwy, nie wysusza skóry. Również nie bieli i nie niszczy ubrań. Nie zauważyłam również żadnych odbarwień. Musze przyznać, że to mnie bardzo przyjemnie zaskoczyło.

Dobrze daje sobie radę z brzydkim zapachem i skutecznie go neutralizuje. W małym stopniu ogranicza pocenie, ale ona w końcu nie jest takie złe :P Usuwanie toksyn i takie tam, same wiecie ;) Dlatego nie jestem zwolenniczka blokerów.
Nie podrażnił skóry a po depilacji mam często z tym problem.
Po użyciu chroni przed smrodkiem przez 6-7 godzin. Jednak zawsze mam go przy sobie i jestem gotowa na ponowną aplikację ;) Dobrze sprawdził się przy pierwszych upałach, zero smrodku ;P

Nie doceniałam tego produktu. Nawet nie sądziłam, że coś w 100% naturalnego może dać kilkugodzinną ochronę przed nieprzyjemnym zapachem.

Plusy:
+opakowanie
+zapach
+przyzwoita ochrona
+dostępność (Rossmann, Hebe)
+nie podrażnia, nie niszczy i nie plami ubrań
+naturalny
+wydajność

Minusy:
-konsystencja


Moja ocena: 5,0/6,0



Na pewno kupię go ponownie, bo nie mam zamiaru wracać do Rexony czy innych podobnych specyfików. Nawet do ulubionego Vichy już nie wrócę ;)

A dzisiaj kolejny raz mała porcja zdjęć mojego wilczka, który rośnie jak szalony. 18 kończy cztery miesiące i już wazy 15 kilogramów!
Niestety nie jest chętny do pozowania, ale jak na razie w głowie mu tylko zabawa :D Jednak zdjęcia z profilu już ma opanowane ;)

Na początku był takim słodkim misiaczkiem a teraz taki mały wilczek ;) 




I ten słodki nosek!



A co, w łóżku też można jeść ;P Psie herbatniki z wanilią omomomomo!
Wiem, wiem. Nie rozumiecie mojego zachwytu :D Po prostu kocham psy i tyle :) Chętnie powiększyłabym mój zwierzyniec o jeszcze jednego psiaka. Ale dwa to już spory obowiązek.

Odliczam już do egzaminu, czasu mało na blogowanie. Musze wytrzymać do 19, muszę! Później już tylko wakacjeeeeeeeeeee ;)

Buziaki!